Aruba - w poszukiwaniu skarbu




Za oknem nijak, zimno, wieje i pada. Najchętniej człowiek zawinąłby się w kłębek, schował pod cieplutką kołderkę, sączył gorącą czekoladę i wyszedł dopiero na wiosnę. Nie chce się nic. Nawet wiewiórki schowały się w swych "chatkach" i nie wychodzą. Wyprawa do sklepu, to jak wycieczka na biegun północny. A tu dopiero początek zimy. Jak tu przetrwać? Dobijająca jest myśl, że nie mieliśmy spędzić zimy w towarzystwie śniegu, a kangurów i australijskiego słońca. W głowach znowu zaczynają się pojawiać myśli – a może by ruszyć dalej? W sumie to, dlaczego nie? No i ruszyła maszyna. Zaczęliśmy wertować internet, oferty biur, by znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Najłatwiej (z Kanady) polecieć na Kubę lub Dominikanę. Ale opinie znajomych nas nie zachęcały. Szukamy dalej. To może Karaiby? Jeszcze w Polsce myślałam nad tym, by wyjechać na pewien czas na Karaiby. Zdecydowana część to kolonie brytyjskie, holenderskie, francuskie. A co za tym idzie, nie potrzeba zbędnej papierologii. Zgodnie z naszą nową zasadą - marzenia trzeba realizować! No to, lecimy na Karaiby!

Eee, a właściwie to gdzie? Wysp jest multum i pytanie którą wybrać. Najbardziej kuszące były wyspy francuskie, na których można pracować, na takich samych zasadach, jak we Francji. Stąd, też, my jako obywatele Unii Europejskiej, mogliśmy podjąć normalnie pracę. Definitywnie minusem był problem z językiem. Próbowaliśmy nauczyć się francuskiego, chociaż podstaw, ale było to dla nas nie do przeskoczenia. Szukamy dalej. I tak po kilku dniach udało nam się znaleźć nasz kolejny dom. Dom na Arubie.


Aruba - gdzie to jest?

Aruba to autonomiczny kraj wchodzący w skład Królestwa Niderlandów. Wyspa należy do Małych Antylii, otoczona jest Morzem Karaibskim i położona zaledwie kilka kilometrów od Wenezueli. Aruba to wyspa turystyczna, która próbuje wbić się do czołówki miejsc wypoczynkowych i tym samym zepchnąć w rankingu Kubę czy Dominikanę. I jest na dobrej drodze. Wzdłuż plaż piętrzą się hotele. Oczywiście dziesiątki restauracji, w których znajdziemy wszystkie kuchnie świata oraz wiele butików oferujących lokalne pamiątki, jak i produkty znanych na całym świecie marek. Zdecydowanym atutem jest piękna pogoda, która jest gwarantowana przez cały rok. Położenie wyspy chroni ją od wszelkich cyklonów, huraganów i tym podobnych zjawisk. Można więc wybrać się na urlop bez obaw, że na wyspę wpadnie jakaś wściekła Katrina i zniszczy wszystko co napotka na swej drodze. Prawdopodobieństwo, że będzie padało przez cały nasz pobyt, też jest małe. My mieliśmy tylko kilka dni, w których niebo było zachmurzone i siączył deszczyk. Jak wygląda deszczowy dzień na Arubie? Pada 2-5 minut, dość intensywnie, po czym wychodzi słonko i dalej jest 30 stopni. Przy okazji pogody, warto dodać, że nie ma tu wyraźnej różnicy między temperaturą w ciągu dnia i w nocy. Na wyspie ciągle wieje, co jest bardzo przyjemne i pozwala tutaj przetrwać. Do tego jeszcze ciepłe i krystaliczne morze. Warunki idealne na to by wziąć urlop od życia.



Swoją drogą, wielu naszych znajomych i przyjaciół, dzięki nam poszerzyło swoją wiedzę z geografii. Mało kto wiedział, że taka wyspa jest. My też byliśmy w tym gronie, aż do grudnia 2016 r.


Aruba Praktycznie:
- dokumenty - polski paszport pozwala nam na pobyt do 90 dni.
W przypadku podjęcia pracy, potrzebujemy zezwolenia.

- klimat - cały rok ciepło, temperatury wahają się od 26-30 stopni
- waluta - florin arubiański AWG. Z uwagi na dużą ilość turystów z Ameryki, wszędzie można zapłacić dolarami. W sklepie podają ceny w florinach i USD, przy kasie wybierasz jak chcesz płacić. Jeszcze jedna ważna uwaga, ceny są podawane bez podatku. Doliczają go dopiero przy kasie.
- język - holenderski i papiamento (mix kilku języków, głównie hiszpańskiego i portugalskiego), większość zna angielski
- jak dolecieć - my lecieliśmy z Kanady, są loty z Polski
- poruszanie się po drogach - ruch prawostronny
- gniazdka - wtyczki typu amerykańskiego, napięcie 120V

- w co należy obowiązkowo się zaopatrzyć - olejki z wysokim filtrem, kapelusz, spray i inne specyfiki na komary i inne owady (których tu jest pełno i najlepiej te specyfiki kupić na miejscu), sprzęt do nurkowania.


"Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda (...)"

Nasza przygoda zaczęła się od awarii samolotu. Zamiast o 8 rano wylecieliśmy po 12. Pan Kapitan poinformował nas, że jest awaria i nie uda im się tego naprawić (brakuje części). Bardzo przeprasza, ale muszą podmienić samolot i zapraszają ponownie. W ramach rekompensaty każdy pasażer otrzymał bon 20$ na posiłek. Chociaż tyle. Po wyznaczonym czasie, wróciliśmy na pokład tego samego samolotu! Lekka konsternacja, czy my na pewno dolecimy? Nie było części, a jednak lecimy? W głowie kłębią się myśli i odtwarzają się sceny z serialu LOST. Szybka prośba do Boga - spraw żebyśmy dolecieli. Prośba wysłuchana, dolecieliśmy;)



Jupi, w końcu jesteśmy na Arubie. Widać palmy, czuć wiatr, jest miło. Miło do momentu aż po wyjściu z lotniska nie zobaczysz kolejki oczekujących na taksówkę. Czy wszystko musi być pod górkę?
Jakiś Pan (jak się potem dowiedzieliśmy muzyk z Hiszpanii), zagaduje gdzie jedziemy. Trochę nas to zmieszało, w głowie już krążą ciemne myśli, że cię chce uprowadzić. Zapaliła mi się jednak lampka i przypomniałam sobie, że tutaj ludzie często chcąc zaoszczędzić szukają kompanów do taxi. No to się otwieramy i wdajemy w konwersację. Pan był bardzo miły i bardzo gadatliwy. Na wyspie jest już kolejny raz. Sam przyznał, że jesteśmy pierwszymi Polakami, jakich spotkał tutaj. Kierowca dodał, że owszem Polaków - turystów mało, ale czterech księży z Polski mają. Do tego jest też Polska ulica - Mazurka;) Miły akcent;) Wracając do taxi - jak wygląda „łapanie” taxi w Arubie. Wychodzisz z lotniska, ustawiasz się grzecznie w kolejce oczekujących. Podchodzi ktoś do ciebie i pyta gdzie chcesz jechać, ile osób i ile bagaży, po czym wycenia koszt transportu. Rząd ustalił stałe stawki, dla wszystkich przewoźników, więc raczej nie znajdziemy innego, tańszego. Akceptujesz cenę i cierpliwie czekasz na swoją kolej.


Jak wygląda sprawa z noclegami?

Baza noclegowa jest ogromna. Wzdłuż plaży dominują przede wszystkim hotele. Popularne są też różnego rodzaju kompleksy, oraz prywatne apartamenty. Nie ma kempingów i hosteli. Z zewnątrz wszystko wygląda na zadbane, jak jest w środku - nie wiemy. Jako, że chcieliśmy spędzić na Arubie dwa miesiące, by móc w pełni zażyć wyspiarskiego życia, wyszukaliśmy prywatne mieszkanie na stronie arubiańskiej agencji. Jak ogólnie wyglądają domy na Arubie? Niskie, małe, kolorowe z małym ogródkiem, w którym znajdziemy zamiast trawy - kamyki, zamiast bratków - aloes. W każdym pokoju klimatyzator i wiatrak w suficie. Bez tego nie można tu przetrwać, tak jak i bez braku moskitiery w oknach. Z takich „odmiennych” przedmiotów, to każdy ma na podwórku butlę z gazem (do gotowania), a w domu licznik prądu na doładowania (w specjalnych punktach, kupujesz sobie doładowanie np. za 50 dolarów, co daje 250 kW energii, wprowadzasz kod do licznika i możesz dalej korzystać z prądu). Dosyć częstym widokiem są też pralki na zewnątrz czy kuchnia na tarasie.

Karaibska codzienność ...



Ludzie

Wyspę zamieszkują przede wszystkim Kreole, Holendrzy, Latynosi i Chińczycy. Kim są Kreole? Definicji jest kilka, ale na Małych i Wielkich Antylach, Kreolem nazywa się każdego, niezależnie od języka i koloru skóry, kto jest rodowitym mieszkańcem tego regionu. Nie będziemy bardzo wnikać w demografię. Spotkacie tutaj ludzi i o bardzo jasnej karnacji i o bardzo ciemnej (i ten typ dominuje). Ku uciesze Panów, możemy dodać, że Panie mają brazyliską budowę ciała. Ludzie tutaj są radośni, uśmiechnięci. Lubią tańczyć i śpiewać. Mieliśmy to szczęście, że przyjechaliśmy w trakcie karnawału i udało nam się widzieć różne parady. Było to niesamowite przeżycie. Cudowne kolorowe stroje, fantastyczna muzyka i atmosfera.













Praca
Tutaj, nikomu się nie spieszy. Nikt się nie "spina" w pracy. Zdecydowana większość prac sprowadza się do zasady: dwóch stoi, trzeci pracuje. Pewnego dnia, do sąsiedniego mieszkania przyjechał Pan (nazwaliśmy go Rodrigez) zrobić porządki w ogródku. Za wiele to nie miał do zrobienia, bo tam jest tylko kilka krzaków i taras wielkości 3x3 m. Ale zajęło mu to cały dzień. Harmonogram pracy był następujący - 10 minut zamiatania, 30 minut przerwy, kontynuacja zamiatania. Rodrigez jest bardzo utalentowany i ma fantastyczny głos, bardzo lubił śpiewać.

Komunikacja
Po wyspie można przemieszczać się wynajętym autem, skuterem, rowerem czy motocyklem. Dla przykładu godzina wynajęcia auta (małego, które tutaj dominują) to jakieś 50 dolarów, 100 dolarów musimy przeznaczyć na jeep’a, skuter 45$, rower 25$. Można oczywiście zwiedzać wyspę korzystając z autobusów, które często kursują i można nimi dojechać wszędzie. Bilet to tylko 2-3$. Autobusy zatrzymują się przy większych hotelach, przy czym nie zawsze uraczymy przystanek czy znak informujący, o tym, że tu zatrzymuje się autobus. Po prostu machamy ręką i Pan się zatrzymuje;) My zwiedzaliśmy wyspę przede wszystkim pieszo i za pośrednictwem autobusów.

Jedzenie
Z uwagi na to, że jest to wyspa, to zdecydowana większość produktów jest w puszkach. Chleb dmuchany, okropny. Ważne, żeby sprawdzać terminy ważności, bo lubią być produkty przeterminowane. Nas bardzo raziła jakość jedzenia. Czasami miałam wrażenie, że obowiązuje rozporządzenie, które mówi, że w składzie mają być wyszczególnione tylko konserwanty, barwniki i inne dodatki, a sam produkt jest mało istotny.
Sklepów jest dużo, przeważnie znajdziemy tam wszystko. Obok zamrażarki z lodami, stoją oleje do samochodu. Obok szamponu haczyki na ryby i bezpieczniki do auta.
Będąc na Karaibach oczywiście trzeba spróbować takich smakołyków, jak smażone banany, banany z plantacji, kokosy (które rosną dokoła, wystarczy sięgnąć), rum (szczególnie ten rozlewane lokalnie), juki oraz darów morza – ryb.
Jak nam się nie chce gotować, to mamy do dyspozycji kilkanaście restauracji i różnych fast food'ów.

Roślinność
Niestety gleba i klimat nie sprzyja uprawom, stąd dominuje aloes, którego Aruba jest eksporterem. Co możemy zobaczyć na wyspie? Przede wszystkim kaktusy (małe i takie liczące po kilka metrów), akacje, palmy (różne odmiany), różnokolorowe kwiaty, krzaczki i drzewka. Symbolem wyspy są drzewa divi-divi, charakterystycznie wygięte od wiatru. Pod którymi można się schować, gdy mamy dość słońca.





Żyjątka
Należy spodziewać się upierdliwych, dużych much i jeszcze gorszych małych muszek, które ciężko zobaczyć, a lubią cię dziabnąć. Oczywiście należy przygotować się też na towarzystwo komarów. Na plaży będą z nami dzielić koc mrówki i małe, bardzo chciwe naszego ciała muszki. Ale na szczęście nie są one wszędzie, więc można znaleźć zaciszne miejsce, gdzie można uraczyć samotności. My posiadaliśmy sporą artylerię do walki z owadami. Walczyliśmy dzielnie, przeważnie wygrywając, aczkolwiek na kilku bitwach polegliśmy. Wtedy z ratunkiem przychodził rosnący w ogrodzie aloes, który łagodził ukąszenia. Należy się też „oswoić” z karaluchami gigantami. Do dzisiaj mnie wzdryga, jak o nich pomyślę.




Na wyspie jest mnóstwo jaszczurek. Wszędobylskie, małe, duże, różnokolorowe. Udało się nam spotkać kilka razy iguanę - piękna jaszczurka. Jaszczury są wszędzie. Siedzisz na tarasie, spaceruje ci nad głową po dachu. Na plaży podchodzi do ciebie i ci grzebie w kieszeni od spodenek (historia prawdziwa). Jedna nam weszła do domu! Nie wiem kiedy się wślizgnęła. Jak już jesteśmy przy nieproszonych gościach, doradzam wytrzepywać buty. Może się tam schować jakaś żabka (również autentyczna sytuacja). Można też natrafić na rozjechanego węża leżącego na poboczu.

Ja wiem, że to wszystko jest niegroźne i nie chce mnie zabić. Swoją drogą, często zdażało mi się myśleć nad tym, jak ja bym przeżyła w Australii. Gdzie jest o wiele więcej żyjątek i nie można powiedzieć, że niegroźnych. Chyba po dwóch dniach wróciłabym z nerwicą do Polski;)



W morzu możemy wypatrzeć jeżowce giganty, rozgwiazdy, różne kolorowe rybki i żółwie (spotkaliśmy parę żółwi kąpiących się tuż koło nas - niesamowite przeżycie). Do tego pelikany, dające nura w wodę i krabiki spacerujące po skałach.










Raz takiego krabika, "poniósł melanż" i znalazł się u nas na tarasie;) Przy czym, trzeba mu przyznać "wszedł z butem". Posłuchajcie pewnej historii.


Wiatr delikatnie kołysze drzewami, gwiazdy wesoło migoczą na niebie, nieśmiało wyłania się księżyc. Noc, cisza dokoła. Na tarasie siedzą Oni, delektujący się spokojem i chłodem owiewającym ich twarze. Nastrój romantyczny, na murku dogorywa świeczka antykomarowa. Nagle na schodku pojawia się złowrogi cień – wygląda jak tarantula po modyfikacji genetycznej. Ona, szturcha swego towarzysza i nieśmiało pyta - Czy na Arubie są tarantule? Po czym wskazuje na złowrogi cień. On - podrywa się z miejsca i niczym rycerz, broniący swej księżniczki, sięga po broń - miotłę ze schowka. Ona, księżniczka XXI wieku, biegnie w popłochu do alkowy, po aparat. Wszak trzeba udokumentować ten moment. Obydwoje podchodzą nieśmiało do schodka. Patrzą, to na schodek, to na siebie. Nie dowierzają. Przecierają oczy ze zdumienia. Na schodek próbuje się wdrapać ... krabik. Mały , jeszcze wtedy łagodny krabik. Odetchnęli z ulgą.
Krabik miał bardzo ładne imię - Franek i był bardzo kulturalny, przyniósł dla niej kwiaty. Próbował ją uwieść na ładne oczy, co nie spodobało się jej towarzyszowi. Ten postanowił, dosłownie, wymieść nowego rywala z nieswojego podwórka. Co rozwścieczyło Krabika Franka. Nastroszył się i był gotów do walki. Ale do akcji wkroczyła Ona. Załagodziła konflikt i każdy poszedł w swoją stronę. On wrócił na taras, a Franek poszedł szukać szczęścia dalej.


Cała historia (oparta na faktach) udokumentowana jest na zdjęciach.




Na wyspie można spotkać również osły, kozy i króliki. Jedną kozę spotkaliśmy, podczas spaceru po "dziczy", ukrywała się w górach. Podczas kolejnego spaceru, tuż za domem spotkaliśmy całą kozią rodzinkę. Udało nam się uchwycić tylko dwie kozy, ponieważ tata cap, złowrogo na nas spoglądał. A pewnego razu odwiedził nas osioł (przechadzał się po naszej ulicy).





Aruba w obiektywie…

W porównaniu do innych wysp, jak chociaż francuskich, nie uraczymy tu dżungli wypełnionej rozmaitymi drzewami, kwiatami i zwierzętami. Co najwyżej możemy liczyć na dżunglę kaktusów, wypełnioną jaszczurkami. Aruba charakteryzuje się "turystycznym" zachodnim wybrzeżem, gdzie są piękne plaże i lazurowe łagodne morze. Natomiast po drugiej stronie wyspy, możemy oddać się przygodzie. Znajdziemy tam skały, pustynie, kaktusowe dżungle i granatowe burzliwe morze.


Skupmy się na razie na łagodnym obliczu Aruby.

Znajdziemy tutaj kilka typów plaż: hotelowe, piaszczyste „dzikie”
i kamieniste. Wśród turystów największą sławą cieszą się plaże: Arashi, Palm Beach, Eagle Beach i Malmok. Wszystkie są piękne, każda inna.













Widoki na Arubie są przepiękne. Morze mieni się różnymi barwami, ilekroć na nie patrzyliśmy, nigdy nie mieliśmy dość. Człowiek się uspakajał i mógł w pełni oddać lekturze kolejne książki, czy tworzyć wpis na bloga. Przyjemnie było usiąść i obserwować przepływające statki, łódki, czy nurkujące pelikany. Na Arubie, bardzo popularnym sportem jest kitesurfing. Stąd też często, siedząc na plaży podziwialiśmy sportowe "wygibasy". Lubiliśmy też chodzić na kamieniste plaże, z kamienistym dnem, gdzie można było obserwować żyjątka morskie, w tym różnorakie rybki, rozgwiazdy, jeżowce.





Wzdłuż hotelowych plaż mamy liczne punkt rozrywki: lekcje kitesurfingu, nurkowanie, kajaki, paddleboarding i wiele innych.
W skrócie, jest czym wypełnić czas. Do tego wiele wycieczek, pozwalających poznać wyspę. Najbardziej znane miejsca to Natural swimming pool, Natural Bridge (niestety już złamany), kaplica Alto Vista, wzniesienie Hooiberg, ogromny Park Arikok, Bushiribana i Balashi Gold Mill Ruins (ruiny kopalni złota), California Lighthouse.

Można również ponurkować przy wraku niemieckiego statku Antila. Warto udać się do stolicy (Oranjestad) by pospacerować uroczymi uliczkami, podziwiając pozostałości po holenderskiej architekturze.











Najpiękniejsze widoki były zdecydowanie po drugiej stronie wyspy, tej "dzikiej". Mogłeś poczuć się jak na pustyni. Tutaj morze było inne, burzliwe o ciemnoniebieskim kolorze, z impetem uderzało o brzeg. Dominowały kaktusy, liczne skały i czerwony piach. Nad brzegiem było też kilka opustoszałych rybackich chatek. Można było też znaleźć kilka wzniesień, po których można było pospacerować. Na jednym z tych wzniesień spotkaliśmy wspomnianą już kozę. Samiuteńka wygrzewała się na skale.









Będąc tak długo na Karaibach, doświadczyliśmy wyspiarskiego życia, poczuliśmy klimat i magię wyspy. Jest to miejsce bajeczne, zupełnie inne od tych dotąd nam znanych. Wiele razy przeżyliśmy "szok kulturowy", co tylko utwierdza nas w przekonaniu, że podróżować trzeba. Podróże kształcą, uczą nas tolerancji i radości z coraz to innych rzeczy. 
 
























































































Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty