Bułgaria - złote piaski
Bułgaria
praktycznie:
Dokumenty
– państwo
członkowskie Unii Europejskiej, wystarczy tylko dowód osobisty.
Drogi – stan dróg dobry, mają nawet dużo autostrad.
Waluta – lew (nie zwierzę). Orientacyjnie, ceny należy pomnożyć razy dwa i otrzymamy wartość w złotówkach
Ciekawostki, „szok kulturowy”:
- czas - przesuwamy zegarki o godzinę do przodu
Drogi – stan dróg dobry, mają nawet dużo autostrad.
Waluta – lew (nie zwierzę). Orientacyjnie, ceny należy pomnożyć razy dwa i otrzymamy wartość w złotówkach
Ciekawostki, „szok kulturowy”:
- czas - przesuwamy zegarki o godzinę do przodu
Cel:
wybrzeże Morza Czarnego
Trasa: Słowacja, Węgry, Rumunia
Środek lokomocji – motocykl Yamaha Diversion XJ 900
Skład: nasza dwójka
Czas: pierwszy tydzień września 2013 r.
Trasa: Słowacja, Węgry, Rumunia
Środek lokomocji – motocykl Yamaha Diversion XJ 900
Skład: nasza dwójka
Czas: pierwszy tydzień września 2013 r.
Tak jak już wspominaliśmy, Rumunia i
Bułgaria były naszą drugą podróżą w ramach projektu Europa na 2-óch kółkach. Wątek ten, jest kontynuacją tekstu Rumunia - w krainie Drakuli.
Przejazd przez Rumunię wydłużył
się przez wiele utrudnień na drodze i dojechaliśmy do Bułgarii późną nocą. Zgodnie
z planem udaliśmy się do miasta Bałczik. Miasteczko nie przypadło nam do gustu. Było coś koło 22, wiedzieliśmy,
że będzie ciężko znaleźć apartament. Dlatego zdecydowaliśmy się na
jednodniowy pobyt w hotelu. Jakże byliśmy
rozczarowani, gdy w 3 hotelach był komplet pokoi i zostaliśmy z niczym.
Postanowiliśmy, że pojedziemy dalej, na pewno się coś znajdzie. Kolejny hotel, kolejne rozczarowanie. Witek już był
bardzo zmęczony i zły. Nic nie szło po naszej myśli odkąd
wyjechaliśmy z Polski. A jak kierowca jest zmęczony, to pasażer nie ma za wiele
do powiedzenia. Witek wpadł na pomysł by rozbić namiot gdzieś w polu. Byliśmy
już blisko realizacji jego planu, ale jak usłyszałam dziwne szmery i hałasy w
trawie, powiedziałam: NIE MA MOWY! Jeszcze bardziej źli, zjechaliśmy na
stację, zapytaliśmy czy możemy poczekać do rana i tak zostaliśmy tam do świtu.
Okryliśmy się śpiworami i czekaliśmy.
Właściwie to ja czekałam i czuwałam nad naszym bezpieczeństwem. Witek zasnął.
Znacie takich ludzi, którzy potrafią zasnąć w minutę i wszędzie? Taki właśnie
jest Witek. Jak tylko zaczęło świtać, ruszyliśmy dalej. Mogliśmy wrócić
do Bałczik, ale mamy taką zasadę - podążaj do przodu, nie cofaj się.
Pomyśleliśmy, że najwyraźniej tak miało być. Sprawdziliśmy
mapy i okazało się, że nie wiele nas dzieli od
Złotych Piasków, słynnych Złotych Piasków, licznie odwiedzanych przez
Polaków za komuny. Cóż, jak zobaczyliśmy te kurorty, jednoznacznie stwierdziliśmy,
że czas się tam zatrzymał. I pojechaliśmy dalej wzdłuż wybrzeża.
Kolejny punkt na naszej
trasie to Warna. Duże miasto z portem, kilkoma atrakcjami, lotniskiem. Widoczny
jest tam wpływ kilku kultur. Znajdziemy tam cerkwie, rzymskie i bizantyjskie
budowle. Również my, Polacy zostawiliśmy swój ślad, dzięki Władysławowi III Warneńczykowi i bitwie w 1444 roku. Najbardziej znanym zabytkiem w Warnie, jest cerkiew Zaśnięcia
Bogurodzicy. Przepiękna budowla.
Z Warny ruszyliśmy dalej,
aż w końcu dotarliśmy do miasteczka Obzor. Jednoznacznie stwierdziliśmy, że tu
zostajemy. Nocleg znaleźliśmy szybko, dzięki Bogu. Akurat Pan wystawił tablicę,
że ma wolne pokoje. Zatrzymaliśmy się, zapytaliśmy o cenę i wzięliśmy. Z całym
sercem polecamy ten obiekt Dana Guesthouse. Świetna lokalizacja, wystarczy
przejść na drugą stronę i już jesteśmy na plaży. Kilka kroków do sklepów, butików,
restauracji. Właściciele bardzo sympatyczni, płynnie mówią po angielsku, dbają
o standard i czystość. Jeżeli będziemy jeszcze w Bułgarii,
to na pewno tam zaglądniemy.
Widok z naszego pokoju |
Jeżeli chodzi o łatwość znalezienia noclegu, niestety, to nie Chorwacja czy Zakopane. Hotele wypełnione wycieczkami, prywatnych kwater mało. Warto poszukać i zarezerować coś przez Internet.
Kilka słów o miasteczku Obzor. Nie jest to duża miejscowość, dlatego nam tam przypadła do gustu. Na urlopie preferujemy małe miasteczka, klimatyczne z dobrym zapleczem gastronomicznym. Urzekła nas czystość, dużo zieleni i ludzie - bardzo sympatyczni. Plaże piękne, piaszczyste z muszelkami. Przy plaży są przeważnie hotele i liczne bary. Woda krystaliczna i bardzo ciepła. Wzdłuż ulicy są stragany z pamiątkami, butiki, butki z alkoholem, restauracje, kebaby. Polecamy kebaby, są bardzo smaczne. Należy pamiętać, że bywają sprzedawcy znający polski, więc ostrożnie z wyrażaniem opinii. Szczególnie, że polskich turystów też tu nie brakuje. Miasto ma też ciekawy ryneczek, gdzie codziennie coś się dzieje. A to Indianin grający, a to Pani z wężem zachęcająca do zdjęcia i której udało się namówić na takie zdjęcie Witka.
Bułgaria bardzo miło
zaskoczyła nas cenami. Jest to naprawdę tani kraj. Naszym punktem obowiązkowym było małe stoisko z rybami i owocami morza. Za
niewielkie pieniądze można było spróbować wielu morskich smakołyków.
Ośmiornica, sałatka z małży, rekin. Obłędne były małe rybeczki smażone na
głębokim oleju. Uzależniające jak chipsy. Idealna przekąska do wina czy piwka.
Kilka słów czego możemy
spodziewać się w sklepach.
Znajdziemy wszystko. Podobnie jak w Chorwacji,
dominuje salami i mortadela. Chleb niestety dmuchaniec. Alkohole tanie i spory
wybór. Nawet znajdziecie wino z Polski, tak jak nam to się udało znaleźć.
Sytuacja była zabawna. Wracaliśmy z plaży i koło naszego pensjonatu była budka
z alkoholem. Powiedziałam do Witka, żeby wybrał coś do kolacji, jakieś wino. W
jego ręce wpadła butelka z etykietą Varna. Zapytałam, czy udało mu się wyczytać
jaki to rodzaj wina. To co usłyszałam, wzbudziło mą ciekawość.
"Orzeźwiające wino ... z nutą ..., idealne do ...". Patrzę z niedowierzaniem na mojego męża. Pomyślałam, co za znajomość angielskiego. Zaczynam go chwalić. Po czym pokazuje mi etykietę, która jest w języku polskim! A co lepsze, wino rozlewane jest w miejscowości oddalonej od Rzeszowa o kilka kilometrów! Jeszcze zabawniejsza była cena wina, która w Bułgarii była dwukrotnie niższa niż w Rzeszowie. Oczywiście wzięliśmy to wino i tym samym uzyskaliśmy polski akcent w naszej kolacji.
"Orzeźwiające wino ... z nutą ..., idealne do ...". Patrzę z niedowierzaniem na mojego męża. Pomyślałam, co za znajomość angielskiego. Zaczynam go chwalić. Po czym pokazuje mi etykietę, która jest w języku polskim! A co lepsze, wino rozlewane jest w miejscowości oddalonej od Rzeszowa o kilka kilometrów! Jeszcze zabawniejsza była cena wina, która w Bułgarii była dwukrotnie niższa niż w Rzeszowie. Oczywiście wzięliśmy to wino i tym samym uzyskaliśmy polski akcent w naszej kolacji.
Nasz pobyt nie ograniczał się tylko do plażowania. Wybraliśmy się na wycieczkę
wzdłuż wybrzeża, zwiedzając Nesebyr i Sozopol. Niedaleko mieliśmy też do
Turcji. Ale akurat były jakieś zamieszki, to nie chcieliśmy ryzykować. Nesebyr
i Sozopol definitywnie warto zobaczyć. Piękne miasta!
Nesebyr nazywany jest perłą Morza Czarnego. Znajdziemy tam wiele cerkwi, ruin, uroczych uliczek. Miasto obfituje w kościoły i cerkwie. Natomiast Sozopol to najstarsze miasto nad Morzem Czarnym, jego początki sięgają 610 r. p.n.e., często określane jest jako mekka dla artystów.
I znowu urop się skończył
i pora wracać do domu. Do przejachania mieliśmy ok. 1400 km. Jechaliśmy 23
godziny, z przerwami na tankowanie. Na szczęście bez deszczu po drodze, za to z
utrudnieniami w ruchu w Rumunii. Mimo niedzieli było wiele remontów. Ale w końcu dotarliśmy.
Komentarze
Prześlij komentarz