Kanada – amerykański sen
Myślę,
że każdy z nas, miał kiedyś taką myśl: A
może by tak rzucić wszystko i gdzieś wyjechać?
W Bieszczady, do Katmandu, do Tajlandii, nieważne byleby gdzieś
daleko. My też mieliśmy takie myśli i co raz częściej nas one
dopadały. Aż w końcu postanowiliśmy, że czas je urzeczywistnić.
Wiele osób pytało nas skąd ten pomysł? Mamy tu wszystko. A jednak
czegoś nam brakowało. Nie chcieliśmy wciąż tylko narzekać i ciągle skupiać się na gromadzeniu kolejnych dóbr
materialnych. Postanowiliśmy, że wybijemy się ponad to,
skończymy marudzić i zaczniemy działać. I
tak, zapadła decyzja, że przenosimy się do Australii. Znajomi, rodzina pytała dlaczego akurat tam, my odpowiadaliśmy a dlaczego nie? Nie na wszystkie pytania są odpowiedzi;) Podjęliśmy
wszelkie kroki przybliżające nas do realizacji naszego celu. Mało
osób brało na poważnie nasz wyjazd, do momentu jak zaczęliśmy
przedstawiać konkretne daty i informacje. Postanowiliśmy się,
starać o wizę studencką. Miałam jechać na 6 miesięczny kurs,
który kosztował około 20 000 zł, dający mi i Witkowi prawo
do pracy w niepełnym wymiarze godzin. Pomyśleliśmy, że damy radę
i przetrwamy te kilka miesięcy. Niektórzy mogą zapytać, czy nie
lepiej by było wyjechać na wizie turystycznej, pozwiedzać i
wrócić. No może i by było lepiej, ale nasz zamysł był taki, by
starać się tam zostać znacznie dłużej, a może i na stałe.
Zaczęliśmy zbierać pieniądze i porządkować nasze życie.
Przegląd wszystkiego, a uwierzcie, nazbierało się tych klamotów.
Nie wspominając o nadmiarze ubrań, butów i kosmetyków. Gdzie ja
to wszystko mieściłam? Witek szafę uporządkował w 10 minut, ja w
1,5 miesiąca;) Część rzeczy udało nam się sprzedać, część
rozdać po znajomych, a te wartościowe zamknęliśmy w pudełku i
schowaliśmy u rodziców. W końcu, po wielotygodniowych porządkach,
udało nam się zminimalizować nasze życie do dwóch walizek, dwóch
plecaków i niedużego pudełka. Da się? No da, ale łatwo nie było.
Teraz odkąd żyjemy na walizkach, nauczyliśmy się nie gromadzić
rzeczy, kupować absolutne minimum. Przynajmniej już nie rozpaczam, jak się przeprowadzamy, że
muszę znowu coś wyrzucić.
Wyjazd
mieliśmy zaplanowany na pierwszy tydzień października. Już
mieliśmy rezerwować bilety, gdy dostaliśmy informację z ambasady,
że niestety, ale nasz wniosek został odrzucony. No jak?! Jak?! Ze
łzami w oczach czytałam wiadomość. No jak to możliwe?! Pan o niezbyt australijskim nazwisku,
stwierdził, że języka możemy nauczyć się w Polsce, a dodatkowo
śmie twierdzić, że nie mamy wystarczających powodów, by po
kursie wrócić do naszego kraju. Mędrzec. Byliśmy wściekli. Postawiliśmy
wszystko na jedną kartę. Zrezygnowaliśmy z pracy, wypowiedzieliśmy
mieszkanie, pozbyliśmy się wszystkiego co mieliśmy. A teraz nie
możemy polecieć?! Nawet nasz agent migracyjny był tym zdziwiony. Mogliśmy złożyć odwołanie, które wiązałoby
się z kolejnymi 3000 zł (taki jest koszt wizy dla dwóch osób, w przypadku odmowy nie
zwracają pieniędzy). Przekalkulowaliśmy
sobie, przemyśleliśmy na spokojnie i mędrzec Witek, stwierdził,
że tak miało być i trzeba to przyjąć. No to przyjęliśmy. Ale
co dalej robić?
No
jak nie Australia, to może ... Kanada? Zawsze chcieliśmy zobaczyć Amerykę. Na zorganizowanie wyjazdu
mieliśmy 3 tygodnie. Ogarnęliśmy to. Szybka wymiana ubrań w
torbie z letnich na zimowe, kolejne wertowanie Internetu, załatwianie
formalności. No i w drogę.
Co
jest ważne przy wylocie do Kanady:
eTA
- Electronic Travel Authorization – bez tego nie wpuszczą nas do
Kanady. Jest to elektroniczny dokument, jaki wymagany jest m.in. od
Polaków. Zamieszczamy link, gdzie znajdziecie więcej informacji
http://www.cic.gc.ca/english/visit/eta-facts-pl.asp.
Dokument jest ważny 5 lat, kosztuje około 21 zł i można wniosek
złożyć samemu przez Internet. Otrzymanie potwierdzenia z ambasady, jest też
pewnego rodzaju zapewnieniem, że zostaniemy do Kanady wpuszczeni. Aczkolwiek wciąż decydujący głos ma urzędnik na lotnisku. Krzywe spojrzenie na urzędnika, może
przyczynić się do tego, że nas wrócą do kraju. Przypadki te są
jednak rzadkie. No chyba, że zapewniasz urzędnika, że jedziesz zwiedzać, a w bagażu masz miernik i kielnię;)
Paszport
biometryczny
Bilet
powrotny - przy odprawie często pytają na jak długo jedziesz i proszą o pokazanie biletu powrotnego lub przedstawienie planu podróży
Ubezpieczenie
medyczne – polecamy zakup Karty Planeta Młodych
Międzynarodowe
Prawo Jazdy – koszt około 35 zł + koszt zdjęcia, ważne w
Kanadzie (w zależności od prowincji) do 2-3 miesięcy. Jeżeli chcemy
zostać dłużej i jeździć autem, należy wyrobić kanadyjskie
prawo jazdy.
Jest
jeszcze kilka innych dokumentów, które warto załatwić w Polsce,
ale to zależy przede wszystkim od charakteru naszego wyjazdu. Aby móc pracować w Kanadzie należy
mieć work permit. Można go uzyskać, jak załapiemy się na jakiś
program rządowy (najpopularniejszy to IEC), lub będziemy mieć
takie szczęście, że nas jakiś pracodawca będzie chciał
„zasponsorować” (co pociąga za sobą lawinę papierków i
skutecznie zniechęca przyszłych pracodawców).
W końcu nastał ten dzień, wsiedliśmy do samolotu w Rzeszowie i po kilkunastu godzinach lotu, znaleźliśmy się za oceanem, 7200 km od domu.
Lotnisko w Toronto jest bardzo duże, ale dobrze oznaczone. Niestety kolejka do odprawy była długa, więc musieliśmy się uzbroić w cierpliwość. Samo spotkanie z urzędnikiem nie było tak stresujące, jak sobie to wyobrażaliśmy.
O to kilka zadanych nam pytań:
- Skąd jesteście? Macie wódkę, papierosy, mięso? Co chcecie robić? Gdzie jedziecie, do kogo, czy ktoś was odbierze? Pani w końcu z uśmiechem wbiła pieczątkę: Welcome in Canada, rzekła na pożegnanie.
No
i jesteśmy w Kanadzie, w Ameryce. Pierwsze wrażenia. WOW, jakie tu
jest wszystko duże! Wszystko inne, ludzie inni, wszyscy różni.
Chcielibyśmy tutaj wspomnieć o dwójce wspaniałych ludzi, którzy zaopiekowali się nami podczas naszego pobytu. Te
kilka miesięcy za granicą nauczyło nas wiele, a w tym, tego, że
najważniejsze to mieć kogoś życzliwego w pobliżu. Gdyby nie oni,
to nie wiemy, co by z nami było. Kanada by nas zjadła już w
pierwszy dzień.
Jesień
w Kanadzie zaskoczyła nas bardzo pozytywnie bardzo wysokimi temperaturami i małą ilością deszczowych dni. Sprzyjało to licznym
spacerom i zwiedzaniu. Naszą przygodę rozpoczeliśmy w Ontario, a dokładnie w Mississauga. Duże miasto, stosunkowo młode, gdzie można spotkać wszystkie nacje świata. Na liście miejsc do zobaczenia jest
na pewno jezioro Ontario. Fantastyczne miejsce. Jezioro jest ogromne,
nie widać końca. Czujesz się jak nad morzem. Warto zobaczyć centrum Mississauga. Co prawda, to tylko
olbrzymie drapacze chmur, ale i tak jest w nich coś niesamowitego. Najbardziej
rozpoznawalnym budynkiem jest Absolute World Towers, zwane również
Marilyn Monroe Towers. Zaskoczeniem było dla nas to, że nie były
to biurowce, a budynki mieszkalne. Nie można również pominąć galerii handlowej Square One. Pierwszy
raz jak się wchodzi, to można zwariować od tych wszystkich znanych
marek. Człowiek by chciał wejść wszędzie i wszędzie coś kupić. Na całe szczęscie ceny nawet po przeliczeniu nie są druzgocące. Bardzo często są też organizowane wyprzedaże.
Kanada to również wiewiórki skaczące
od drzewa do drzewa. Nie udało nam się zobaczyć rudej, były za to
czarne i szare, mniejsze i w wersji XXL. Nie boją się ludzi i są
bardzo ciekawskie. Raz Witkowi chciały ukraść klucz z walizki z
narzędziami. Oczywiście należy być bacznym na szopy pracze –
raccoon, które lubią grzebać w śmieciach. Ja niestety nie
widziałam szopa, Witek miał ten "zaszczyt". Udało mu się również zobaczyć kojota oraz skunksa
walczącego z kotem sąsiada.
W
Mississauga można poczuć się jak w Polsce, skupia się tam bardzo liczna Polonia. Dziwiło
nas, jak niektórzy pisali na forach, że znają ludzi, którzy
mieszkają 30 lat w Kanadzie i nie mówią po angielsku lub mówią w
stopniu minimalnym. No już nas to nie dziwi. W Mississauga są
polskie kościoły, lekarze, apteki, sklepy, fryzjerzy, pralnie,
sklepy odzieżowe, restauracje, jubilerzy, banki, dentyści,
mechanicy. No jest wszystko. A jak nie jest to nawet z nazwy polskie,
to na pewno jest jakiś polski pracownik. I tak, będąc kilka
tysięcy kilometrów od Polski, można spokojnie kupować tylko
polskie produkty i mówić tylko po polsku. Ma to plusy i minusy.
Udało
nam się również zwiedzić Toronto. Ciekawe miasto, połączenie
nowoczesności z przeszłością. Miasto ma kilka atrakcji, jak CN
Tower, Ripley’s akwarium czy Galerię Sław Hokeja. Nie musimy dodawać, że hokej to wielka duma Kanadyjczyków;)
Będąc w Ontario nie można pominąć Wodospadu Niagara, piękne miejsce. Można udać się do kasyna, przejechać bryczką czy przejechać się tyrolką. Nieopodal można udać się do miasteczka,
wypełnionego różnymi centrami rozrywki. Można tam bardzo miło spędzić czas.
Ciekawostki, „szok kulturowy”
-
w Ontario alkohol można kupić tylko w
specjalnych sklepach Beer Store (można kupić tylko piwo, w tym
polskie, a jeżeli masz ochotę na jakieś specyficzne piwko, to
zamawiasz i w parę tygodni u nich odbierasz) oraz LCBO (w polskim
tłumaczeniu Lubię Cię Bardzo Odwiedzać). Wybór – ogromny, w
tym kilku polskich alkoholi.
-
w sklepie spożywczym znajdziecie miks różnych kuchni, są regały z
kuchnią meksykańską, indyjską, azjatycką. Jest też wiele
polskich sklepów, z polskimi markami.
-
można jechać na czerwonym w prawo - jeżeli nie zabrania tego znak, to można spokojnie skręcać w prawo, gdy świeci się czerwone światło.
-
brak rozkładów jazdy autobusów na przystanku.
-
autobus zatrzymuje się na żądanie. Jak nie wciśniesz przycisku
lub nie pociągniesz za linkę, to kierowca się nie zatrzyma.
-
wszyscy przepraszają za wszystko
-
Hello, how are you? - bardzo często obcy ludzie pytają o nasze samopoczucie. Oczywiście ograniczamy się do krótkiej odpowiedzi - super, fajnie itd. Nie narzekamy i nie wygłaszamy całej litani naszych boleści i żali. Nikogo to nie interesuje. Po prostu taka kultura.
-
telefonia – zacofana. Za wszystko trzeba płacić. Za to, że
ktoś do ciebie dzwoni, za to, że dzwonisz do innej prowincji. Za
to, że możesz zadzwonić pod numer 997! Warto uważnie sprawdzić wybraną taryfę.
-
krótkie reklamy w trakcie filmu. Nie zdążysz nawet pójść do
łazienki!
- zupełnie inne reklamy niż w polskiej telewizji - nie ma tyle nagości, ludzie są "przeciętni" (żadne super modelki), rodzina przedstawiana jest np. jako dwóch panów i dziecko. Różnic jest wiele, na plus dla Kanady.
- zupełnie inne reklamy niż w polskiej telewizji - nie ma tyle nagości, ludzie są "przeciętni" (żadne super modelki), rodzina przedstawiana jest np. jako dwóch panów i dziecko. Różnic jest wiele, na plus dla Kanady.
- bankowość - również trochę zacofana
-
na plus – wszystko możesz załatwić w jednym urzędzie Service
Ontario
-
wszędzie jest daleko, ciężko bez auta, ale da się przeżyć
-
bardzo drogie ubezpieczenie auta. Wyobraźcie sobie, że auto
kupujesz za 3000 dolarów, a ubezpieczenie płacicie 400 dolarów
miesięcznie. Przeliczyliście już?
-
wszystko jest Made in China – buty, ubrania, torebki, itd.
-
nikt nie zwraca uwagi na to jak wygląda, widok Pani w piżamie w
sklepie już nas nie szokuje
-
multikulti wszechobecne
- starsi ludzie - są bardzo aktywi, wszędzie
ich pełno. Wyskakują sobie na kawkę do Tima, na bingo, spotykają
się w knajpach na pogadanki. Nierzadki jest też widok np. 80-letniej Pani, z podpiętą butlą, kierującej autem. Tam starość nie wyklucza ludzi z aktywnego
uczestniczenia w życiu społecznym.
- bardzo dużo pracują, mają mało dni wolnych (nie to co w Polsce).
Kilka słów o codzienności ...
Pobyt w Kanadzie nauczył nas wielu nowych rzeczy. Wyrobiły się w nas nowe nawyki i zmieniło się kilka naszych poglądów. Byliśmy ciekawi "tamtego świata", tamtych ludzi, lubiliśmy ich obserwować. Wydaje nam się, że Ameryka to zupełnie inny sposób myślenia i życia niż w Europie.
Jak wygląda codzienność w Kanadzie? Podobnie do polskiej. Większość czasu spędza się w pracy, bywa, że weekend sprowadza się tylko do niedzieli. Zarobki są różne, ale nawet za najniższą pensję stać cię na wynajem mieszkania i normalne życie. A nawet i zaoszczędzić można, jak się potrafi. Pensja motywuje do pracy. W tydzień można zarobić np. na tygodniowe wakacje na Kubie. W miesiąc zarabiasz na Mustanga czy inne auto z młodym rocznikiem. Kilka miesięcy oszczędzania i kupujesz nowego Harleya z salonu.
Jak już jesteśmy przy motoryzacji, to warto wspomnieć o drogach.
Pobyt w Kanadzie nauczył nas wielu nowych rzeczy. Wyrobiły się w nas nowe nawyki i zmieniło się kilka naszych poglądów. Byliśmy ciekawi "tamtego świata", tamtych ludzi, lubiliśmy ich obserwować. Wydaje nam się, że Ameryka to zupełnie inny sposób myślenia i życia niż w Europie.
Jak wygląda codzienność w Kanadzie? Podobnie do polskiej. Większość czasu spędza się w pracy, bywa, że weekend sprowadza się tylko do niedzieli. Zarobki są różne, ale nawet za najniższą pensję stać cię na wynajem mieszkania i normalne życie. A nawet i zaoszczędzić można, jak się potrafi. Pensja motywuje do pracy. W tydzień można zarobić np. na tygodniowe wakacje na Kubie. W miesiąc zarabiasz na Mustanga czy inne auto z młodym rocznikiem. Kilka miesięcy oszczędzania i kupujesz nowego Harleya z salonu.
Jak już jesteśmy przy motoryzacji, to warto wspomnieć o drogach.
Drogi są dobrze rozbudowane, aczkolwiek już nie najlepszej jakości. Mimo kilku pasów w jedną stronę, często stoi się w korkach. Taką odmiennością jest fakt, że można skręcać w prawo na czerwonym świetle oraz mało jest znaków ustąp pierwszeństwa. Na skrzyżowaniach obowiązuje zasada, kto pierwszy podjechał do linii ten jedzie. Coś w tym stylu;)
Jeżeli myślimy o dłuższym pobycie w Kanadzie warto zdać egzamin na prawo jazdy. Warto dodać, że w Kanadzie prawo jazdy jest ich dokumentem tożsamości (nie mają osobno dowodów), bez którego nie można załatwić wielu rzeczy. Podobnie jak w Polsce należy zdać teorie, a nastepnie
praktykę. Jeśli chodzi o egzamin teoretyczny to kupujesz książkę
z pytaniami i odpowiedziami w swoim języku np. w sklepie spożywczym.
Wystarczy nauczyć się na pamięć i udać się do wydziału
komunikacji. Na miejscu
wypełniamy podanie i zostaje nam zrobione zdjęcie i badanie wzroku (wszystko przy jednym okienku). Potem
udajemy sie do pokoju egzaminacyjnego, gdzie przed komputerem
odpowiadamy na wcześniej znane pytania (można zdawać egzamin w języku polskim). Tak oto stajemy się
posiadaczami prawa jazdy kategorii G1. Możemy już poruszać się
autem, ale pod nadzorem doświadczonego "kanadyjskiego" kierowcy. Teraz parę słów o egzaminie praktycznym.
Wiadomo, jak to jest. Jak ktoś ma prawko już kilka lat, to ma też i pewne nawyki. Stąd też trudniej jest ponownie przystąpić do egzaminu, szczególnie w innym kraju. Pierwsze pytania egzaminatora to: jesteś
zdrowy, ile razy jechałeś autostradą i jak daleko. Warto wykupić lekcję u miejscowego instruktora. Dodamy, że egzamin zdajemy na swoim aucie (albo instruktora
którego opłacimy). Kanada kładzie duży nacisk na bezpieczeństwo na
drogach. W trakcie jazdy obowiązkowo musimy cały czas:
rozgladać się w lusterka, odwracać dla pewności głowę przy
skrętach, kontrolować tzw. martwy punkt, trzymać nogę nad hamulcem i rekę nad klaksonem jeśli
ktokolwiek podjedzie do bocznej uliczki itd. W aucie bez automatycznej skrzyni
biegów nie idzie zdać prawka! Po prostu brakuje kończyn, a głowa
samoistnie zaczyna obracać sie o 360 stopni. Ku naszemu zdziwieniu pełna kategoria G uprawnia do poruszania się
pojazdem do 11 ton i wożenia przyczepki do 4,6 tony.
Bardzo miłym zaskoczeniem w Kanadzie są koszty życia. Jedzienie jest tanie, można często chodzić do restauracji, bo nie rujnuje nam to portfela. Również inne przedmioty codziennego użytku i sprzęty elektroniczne są tanie.
Oczywiście są i też minusy życia w Kanadzie. Na pewno najgorszym jest dystans dzielący nas od Polski i różnica czasowa. Drugi minus to zima. Potrafi nieźle dać w kość. Wiele osób, która wychowuje tam dzieci narzeka na system edukacji i program nauczania. Ludzie narzekają również na służbę zdrowia. Ale przecież nigdzie nie ma idealnej służby.
Jak widzicie nie ma miejsc idealnych, a wielu kwestiach Polska wypada nieźle w porównaniu do innych krajów;)
Bardzo miłym zaskoczeniem w Kanadzie są koszty życia. Jedzienie jest tanie, można często chodzić do restauracji, bo nie rujnuje nam to portfela. Również inne przedmioty codziennego użytku i sprzęty elektroniczne są tanie.
Oczywiście są i też minusy życia w Kanadzie. Na pewno najgorszym jest dystans dzielący nas od Polski i różnica czasowa. Drugi minus to zima. Potrafi nieźle dać w kość. Wiele osób, która wychowuje tam dzieci narzeka na system edukacji i program nauczania. Ludzie narzekają również na służbę zdrowia. Ale przecież nigdzie nie ma idealnej służby.
Jak widzicie nie ma miejsc idealnych, a wielu kwestiach Polska wypada nieźle w porównaniu do innych krajów;)
Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.
OdpowiedzUsuńDziękujemy, bardzo nam miło:)
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń