Włochy - ciao, ciao Italia




Cel: Rosolina Mare, region Wenecja Euganejska
Trasa: Czechy, Austria
Środek lokomocji – motocykl Yamaha Diversion XJ 900
Skład: nasza dwójka
Czas: połowa czerwca 2015 r.


Włochy praktycznie:
Dokumenty – dowód osobisty
Drogi – bardzo dobre, płatne
Waluta – euro
Ciekawostki, „szok kulturowy”:
- włoski temperament widoczny przede wszystkim na drogach
- helikoptery wojskowe latające codziennie nad plażą
- specjalne parkingi dla motocyklistów i skuterów
- potężna wilgoć, zardzewiał nam motocykl (!)
- samoobsługowe stacje paliw
- siesta
- ronda szerokie na trzy pasy, ale bez namalowanych pasów
- ciężko znaleźć nocleg, stąd wycieczka "w ciemno" jest raczej ryzykowna




Szukając pomysłu na spędzenie urlopu, natrafiłam na ofertę agencji z Wrocławia, zachęcającej do wypoczynku w niewielkiej miejscowości we Włoszech - Rosolina Mare. Skusiła nas atrakcyjna cena (100 zł za noc za cały apartament), dobra lokalizacja, basen na terenie obiektu i piękne zdjęcia budynku. No okazja, której nie można nie wykorzystać!

No i wyruszyliśmy. Wybraliśmy trasę przez Czechy i Austrię (opis znajdziecie w wątku Austria – w poszukiwaniu świstaków). Po „zdobyciu” Grossglocknera, ruszyliśmy ku Italii, a dokładnie do Werony. Na początku jechaliśmy autostradą, co jest kosztowną przyjemnością. Na szczęście szybko zorientowaliśmy się, że równolegle do autostrady biegnie droga o bardzo dobrej nawierzchni, a przy tym darmowa. I już więcej nie korzystaliśmy z autostrad we Włoszech;) 


Nasz pierwszy przestanek we Włoszech był w Weronie. Miasto  kojarzy się przede wszystkim z Romeo i Julią. Oprócz słynnego balkonu Julii, można zobaczyć m.in. arenę, most Pietra, liczne kościoły i posągi.   







Pełno również butików, romantycznych uliczek, klimatycznych knajpek wypełnionych po brzegi. Co do romantycznych uliczek. Hmm, jakby to delikatnie ująć. Niektóre są aż za bardzo romantyczne i oblegane przez przybyszy z innego kontynentu. Mają oni w posiadaniu całe ulice, gdzie prowadzą coś na wzór sklepu. Więcej w nich „sprzedawców” niż towarów i klientów. Dodatkowo w tych ciemnych uliczkach można spotkać Panie, które na pewno nie czekają na autobus. Jeśli wiecie o czym mówimy;)



W Weronie mieliśmy zarezerwowany hotel. Cena okazyjna 80 zł za osobę, w tym śniadanie. Poza dobrą lokalizacją - blisko do wielu atrakcji i pysznym śniadaniem, nic więcej pozytywnego powiedzieć nie możemy.



Następnego dnia ruszyliśmy do Rosolina Mare. Do przejechania mieliśmy 150 km. Nawet udało nam się sprawnie przebrnąć przez włoskie drogi. Jeżeli chodzi o samą miejscowość - przyjemna, znacznie większa niż sobie wyobrażałam, ale mająca swój urok.  Znajdziemy tu czyste, piaszczyste i szerokie plaże oraz krystaliczną wodę, w której po dnie spacerują kraby. Przy plaży jest deptak, place zabaw dla dzieci i psów. Tak dla psów. Poniżej zdjęcie;)




 

Niestety nasz apartament nie był tak piękny jak na zdjęciach. Ktoś umiejętnie posłużył się programem do obróbki zdjęć. Czysto też nie było, mimo że Panie sprzątajace minęły się z nami w drzwiach. Na plus było położenie apartamentu. Plaża tuż za rogiem, kilka kroków do sklepów i restauracji.
 

Myśleliśmy, że w tak małej mieścinie nie będzie widać napływu uchodźców. Jakże byliśmy w błędzie. Telewizja "bombardowała" nas materiałami o uchodźcach napływających do Włoch. Codziennie nad plażą przelatywały samoloty wojskowe, a na morzu widoczny był statek wojskowy. Niezbyt "relaksujący" widok. 
 



Jeszcze kilka słów o Rosolina Mare. Jest usytuowane nad rzeką Pad, na chronionym obszarze, dzięki czemu może pochwalić się piękną i nieskażoną przyrodą. Ok. 5 km od centrum jest Giardino Botanico, rezerwat przyrody warty obejrzenia. Warto również pospacerować wzdłuż plaży i dotrzeć do dzikich plaż, na których znajdziemy szałasy z drewna, cmentarzyska krabów i wiele przedmiotów wyrzuconych przez morze. Lubiliśmy tam chodzić, zasiąść w "domku" i patrzeć na morze. A morze było codziennie inne. Raz spokojne, pozwalające wejść nawet kilka metrów w głąb i wciąż nie zanużyć się dalej niż do kolan. Ale bywało też bardzo burzliwe, jakby chciało pokazać swą wyższość nad nami. 




Teraz garstka informacji o poruszaniu się po drogach, sklepach, jedzeniu, itd.

Włosi jeżdżą bardzo frywolnie, nie koniecznie zgodnie z przepisami i naszymi oczekiwaniami. O ile na autostradach nie jest to aż tak bardzo odczuwalne, to na pozostałych drogach już tak. Trzeba się naprawdę skupić na drodze.

Wybierając się do Włoch trzeba pamiętać o sieście. Sklepy były zamykane mniej więcej o 13,14 i otwierane ponownie koło 16. 

Jeżeli chodzi o jedzenie. Ceny przyjemne, gdybyśmy zarabiali w euro. Ale nawet jak się przeliczy, to nie były szokujące. Warto spróbować serów, ryb i owoców morza i oczywiście wina.  Oczywiście trzeba spróbować tradycyjnej pizzy. Cieniutkie ciasto, pyszny sos. Było by MNIAMMM, gdyby nie ... marynowane pieczarki na pizzy. Pewna Pani z bujnymi lokami, zawsze powtarza, że pieczarki na pizzy muszą być swieże. Dlatego odjęliśmy kilka punktów i było tylko Mniamm ;) Taka ciekawostka - pewnego dnia wybraliśmy się do bardzo przytulnej knajpy, z dodatkowymi stolikami na zewnątrz, w otoczeniu parku. Usiedliśmy w środku. Ku naszemu zaskoczeniu, podeszła kelnerka i poinformowała, że za miejsca wewnątrz lokalu, należy zapłacić! Pomyślałam, no jak to?! Czy to ja jestem jakaś zaściankowa, czy ten kraj jest dziwny? No nic, poszliśmy na zewnątrz. 
 


Rosolina Mare to również dobra baza wypadowa. Niedaleko znajduje się urocza miejscowość Chioggia (zwana "małą Wenecją"), Padwa (bazylika św. Antoniego Padewskiego, piękne freski, budowle sakralne), Wenecja i Werona.

I tak, o to, pewnego, słonecznego dnia ruszyliśmy do Wenecji. Nie będziemy się rozpisywać, bo każdy to miasto zna, choćby z wielu filmów. Miasto urocze, kolorowe, tętniące życiem. Wiele osób pytało nas, czy śmierdziało. Ku naszemu zdziwieniu, nie. Do Wenecji dostaliśmy się za pomocą taksówki wodnej. Nie wiemy, właściwie co to było. Zajechaliśmy na parking i wsiedliśmy na statek. Oczywiście za wszystko trzeba zapłacić. Na zwiedzanie mieliśmy kilka godzin. Nie udało nam się zobaczyć wszystkiego. Nawet cały dzień to za mało, szczególnie, że do niektórych miejsc były kilometrowe kolejki. 
Wenecja ma wiele do zaoferowania - przepiękne, ogromne kościoły, majestatyczne freski, wspaniałe kamienice. W każdej uliczce znajdziemy coś zjawiskowego. Przy uliczkach knajpki, sklepiki z pamiątkami, sklepy Armaniego i Versace. Znajdziemy  też wiele sklepów z różnymi smakołykami, jak choćby z serami o różnych kolorach (różowy, niebieski, szmaragdowy, czarny). Do tego piękne gondole pływające kanałami i fantastyczne motorówki.


Na naszej liście miejsc do zobaczenia, znalazła się jeszcze Bolonia. Głównym celem było muzeum motocykli. Ostatecznie nie udało nam się do niego wejść, ponieważ trzeba zarezerwować wcześniej wycieczkę. Czego nie wiedzieliśmy. Pech chciał, że na ten dzień nie było już wolnych miejsc. Za to pozwiedzaliśmy miasto. Akurat trafiliśmy na remont, ale nie utrudniał zwiedzania. Na plus było to, że dzięki licznym specjalnym parkingom dla skuterów i motocykli, udało nam się zaparkować właściwie w samym centrum starówki. 



Włochy to fantastyczny kraj, przepiękny, z bogatą architekturą i kulturą. To również przepyszna kuchnia. To kraj o bogatej ofercie i różnorodności. Ma wiele ciekawych miejsc, które zostały nam jeszcze do odkrycia.

Zastanawialiśmy się, czy w Polsce sprawdziłaby się siesta. Wyobrażcie sobie Krupówki. Wybija 13, Pani Gienia zawija wózek z górskimi pantlofami i idzie odpocząć. Misiu przestaje pozować do zdjęć i wraca na drzemkę do jamy. A co z turystami i ich wypełnionymi portfelami? No a co ma być? Niech wrócą po przerwie, każdy ma prawo do odpoczynku.

Właśnie po to się podróżuje, by poznawać inną kulturę i doceniać swoją.
Z każdej podróży wyciągamy wnioski i dostrzegamy coraz więcej zalet Polaków i Polski.












 



Komentarze

Popularne posty